To były wspaniałe dni, o których napiszę już bardzo niedługo, ale to, co zmieniło moje tu życie, co doprowadziło do kuchennej rewolucji, wydarzyło się paręnaście godzin temu. Wtedy to pożegnałam kogoś, kto spędził tu ze mną cały miesiąc. Z kim dużo jadłam, dużo piłam i dużo się śmiałam. Z kimś, kto pozwolił mi docenić chińską kuchnię jeszcze raz, przywiózł mi parę innych krajów, ale przede wszystkim dom – a w domu się gotuje.
Kiedy się pożegnaliśmy, postanowiłam, że jak tylko wrócę z lotniska, pójdę po zakupy na kolację. On mi tylko napisał, żebym nie zapomniała o pieprzu syczuańskim – który doprowadza do poparzonych ust i szaleństwa, bez którego wprost nie można się obyć, a ja dodałam do tego całą listę innych produktów – tych, które zaobserwowałam, że się tu używa jako podstawę, i które mi samej bardzo odpowiadają: olej, dużo oleju, sos sojowy, ciemny ocet, chili (sproszkowane i całe, suszone), czosnek, świeży imbir. Jako danie postanowiłam przyrządzić mój ulubiony smażony bakłażan (zakochałam się w nim tu po uszy) i sałatkę z zielonego ogórka – jedyne „świeże” warzywo, które spotkałam w restauracjach i restauracyjkach (może jeszcze zielona fasolka, ta mniej okazała, jedzona na zimno).
Gdy wróciłam ze wszystkim do domu i zabrałam się do pracy popijając wino, które zostało z wczorajszego wieczoru byłam niezwykle podekscytowana. To mój pierwszy raz, kiedy cokolwiek tu sama tworzę! Wcześniej byłam pochłonięta jedzeniem w niezliczonych miejscach na zewnątrz (choć najczęściej w moich dwóch ulubionych barach z noodlami, niesamowicie brudnym i bardzo przytulnym barze z bufetem – jakieś 16 najlepszych na świecie potraw z ryżem i dowolną liczbą dokładek – 8 RMB, czyli niecałe 4 zł..., i miłą restauracją nieopodal), bo tanio i ja sama bym tam nie umiała... Jadłam więc dużo i nie w domu (chyba, że zrobione przez rodowitych Chińczyków, którzy mnie do siebie zaprosili ), ale jadłam wszystkimi zmysłami i bardzo uważnie. Byłam naprawdę szczęśliwa, gdy zmotywowałam się do pracy i miałam nadzieję, że spędzę w kuchni cały wesoły wieczór przekładając moje doświadczenie jedzenia na gotowanie.
Wszystko – łącznie z myciem, obieraniem i samym gotowaniem/smażeniem zajęło mi góra 20 min.
Gdy wprowadziłam się do tego mieszkania zastałam tylko przytłaczającą przestrzeń, mnóstwo brudu i... prawie żadnych naczyń. Była tylko obieraczka do warzyw, tasak i... oczywiście wok. Wystarczyło! Ponadto, wok, na którym nigdy wcześniej nie miałam okazji pracować, okazał się urządzeniem błyskawicznym. Nie mogłam uwierzyć w to, jak szybko można przygotować w nim potrawy – wystarczy go tylko porządnie rozgrzać.
Nie wiem, czy byłam bardziej zawiedziona, czy zdezorientowana. W każdym razie, kiedy spróbowałam tego, co zrobiłam poczułam się naprawdę dumna! Na początku nie byłam pewna, co dodać do warzyw, by smakowały tak, jak tam. Ale uznałam, że dodam to, co wyczuwałam w smaku i co widzę na każdym kroku w supermarkecie. Sól, chili, czosnek i imbir – zwłaszcza ten ostatni – wystarczyły, by niezbyt zachęcająco wyglądający bakłażan zamienił się w niebo smaku – i by rzeczywiście przypominał tego z restauracji! Wygląd potraw i sposób przygotowania (częściowo) też zaobserwowałam na zewnątrz.
Bakłażan z Chongqingu
/proporcje na 2 osoby/
olej
2 małe bakłażany
ok. 2 ząbki czosnku – pokrojone w cieniutkie plasterki
ok. łyżeczka tartego lub siekanego imbiru
duża szczypta pieprzu syczuańskiego lub czarnego/białego
ok. pół łyżeczki sproszkowanej chili i ok. 3 papryczki chili posiekane
duża szczypta soli (lub do smaku)
ok. łyżka ciemnego sosu sojowego
Wok lub dużą, głęboką patelnię rozgrzać z niemałą ilością oleju. Następnie, włożyć tam przygotowane przyprawy i sos, zamieszać, a potem pokrojonego (nieobranego i niewypestkowanego) bakłażana pokrojonego w dość szerokie paski po wcześniejszym przekrojeniu go wzdłuż na pół. Smażyć przez parę minut na dużym ogniu. Wyłożyć na półmisek (który w moim przypadku zastąpiło plastikowe opakowanie po okropnych błyskawicznych noodlach...).
Ostra sałatka z zielonego ogórka
/proporcje na 1-2 osoby/
Pół dużego, długiego ogórka (ja użyłam ciemnego z grubą skórką, dlatego go obrałam – tak zresztą się go tu przygotowuje, ale normalnie pewnie nie jest to konieczne)
ok. 2 łyżeczki chili-oleju
ok. pół łyżeczki chili sproszkowanej
szczypta pieprzu syczuańskiego lub czarnego/białego
pół ząbka czosnku, posiekanego
pół łyżeczki startego imbiru
Ogórek przekroić wzdłuż na pół, połówkę jeszcze raz wzdłuż, a potem kroić przekątnie, w coś na kształt kostki.
Wymieszać z przyprawami i olejem, odstawić na parę minut i podawać!
4 komentarze:
takie danko, raaaaz! na miejscu. masz 20 minut!
Kochana, tu wszędzie podają Ci danie w max. 10 min - po pierwsze, bo błyskawicznie się je rzeczywiście robi (po wczorajszej rozmowie z Chinką, która mnie pouczyła, że najpierw trzeba mocno rozgrzać sam wok a potem jeszcze olej jestem pewna, że bakłażana zrobiłabym w nie więcej, niż 3 minuty - spróbuję już niedługo!), a po drugie, bo Chińczycy są naprawdę porywczy - jak za długo coś trwa to albo wrzeszczą (oni są tacy głośni...) albo po prostu wychodzą robiąc wielki szum. :)
Fajne,że sama przygotowujesz sobie jedzonko. Na pewno nauczysz się tam wielu rzeczy, nie tylko związanych z gotowaniem:). Jestem ciekawa co następnego nam przygotujesz:)).
Pozdrowienia ślę.
Ps. Ciekawie się czyta :)
Majanko, ja już wiem, co będzie następne! Lekka kapusta pekińska słodko-kwaśna (jadłam ją daleko od Chongqingu - i było to jedyne dobre, co tam jadłam - jednak to miasto jest najlepsze pod względem jedzenia! już za nim tęsknię!) i zielona fasola, uwielbiam ją tu. A uczę się mnóstwo, chyba sama sobie nie zdaję sprawy, ile.
Idę zobaczyć, co u Ciebie! Pozdrawiam
Prześlij komentarz