Moje osobiste refleksje, mimo wszystkich pogłosek jakoby Budda był przereklamowany, które słyszałam od innych, są następujące: rzeczywiście, niekończące się kolejki tych tak flegmatycznie poruszających się Chińczyków i cała biletowa otoczka wokół posągu mogą nieco odstraszać, ale dodają też klimatu tajemnicy. Trudno też oprzeć się dość obezwładniającemu wrażeniu, jakie robi dosłowna wielkość posągu (jest to największy taki posąg Buddy na świecie). Nigdy nie widziałam żadnej z piramid, ale wydaje mi się, że to jedne z tych wytworów ludzkiej ręki, patrząc na które zadajemy sobie pytania: to... to człowiek to zbudował? Ale jak?! I tak samo było z Wielkim Buddą z Leshan. Poza tym, samo miasto bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Mimo, że spędziłam tam tylko parę szybkich godzin, zauważyłam to, czego brakuje mi w dużo większym a zarazem bardziej przytłaczającym Chongqingu: więcej zieleni i dbałość o szczegóły tak, by przemycić chińską architekturę czy kojarzące się z Chinami wstawki - począwszy od okien i okiennic, przez przystanki autobusowe, kończąc na zwykłych śmietnikach. Nie byliśmy pewni, czy zdążymy zobaczyć ten legendarny posąg w parę godzin tuż po pandach (Chengdu i Leshan są stosunkowo blisko, można tam dostać się autobusem w ok. 2 godziny), o których już pisałam i przed wyjazdem do Jiuzhaigou, o którym jeszcze napiszę, ale tak bardzo cieszę się, że nam się udało. Dobrze było również zobaczyć tego Buddę nie tylko jako wielki posąg, ale i symbol oddania religijnego - tu, gdzie obecnie oficjalnie przeważa religia bezwyznaniowości, a nieoficjalnie kult zakupów, jedzenia i, cały czas, wodza, czy po prostu władzy, pieniędzy... Poza tym jednak, jakiekolwiek nie byłyby nasze odczucia i, przede wszystkim, przeczucia, które zawsze mogą się zmienić, odnośnie jakiegoś punktu w przewodniku, must-see to must-see - trzeba to zobaczyć i koniec.
Zamieszczam tu zdjęcia, które zrobiłam na miejscu, ale warto też zobaczyć te np. na angielskiej Wikipedii - są bardziej imponujące - ja nie miałam ani czasu ani cierpliwości czekać na zejście w dół, żeby objąć obiektywem całość Buddy z tamtej perspektywy.