poniedziałek, 20 czerwca 2011

Żyję

Żyję.

Bez Internetu też można! Miałam wprawdzie do niego od czasu do czasu dostęp, ale co to za kontakt ze światem bez blogspotu, youtuba, google, facebooka, imdb i innych?... Jednak w końcu doczekałam się sieci w mieszkaniu (tu wszystko tak długo trwa... i nigdy nie wiadomo nic na pewno) i z pomocą magicznej furtki zamierzam wrócić do świata żywych naprawdę!

(W rzeczywistości to sobie dopiero pożyłam ostatnio. Nawet nie miałabym ostatnio zbyt dużo czasu pisać, czytać czy słuchać siedząc przed monitorem.)

A więc jestem tu, w mieście pełnym ludzi, szczerych uśmiechów i uśmiechów do białej twarzy, nakażdymkrokowych ciekawskich i podekscytowanych „hello”, brudu, smogu i jedzenia, jedzenia, jedzenia. Jedzenia tak pysznego, że ciężko mi będzie je choć w części tu opisać. Zanim jednak zacznę pisać cokolwiek, chciałabym cofnąć się do nie opublikowanych postów, które jeszcze stworzyłam w Polsce. I tak jeszcze nie wiem, od czego miałabym zacząć opowiadanie Chin.

Więcej opublikuję niebawem. Dziś już strasznie chce mi się spać. Jest już pierwsza a rano zajęcia w przedszkolu! A tam się nie da odpocząć. :) Tak więc, żyję – i pozdrawiam!

PS Parę obrazów: sacrum&profanum czyli ukryta świątynia, góry w mieście gór (i mostów!) - tu naprawdę się NIE DA jeździć rowerem, dzieci podczas przerwy i... herbata namiętnie pita z uroczych przenośnych kubeczków.





Brak komentarzy: