czwartek, 29 grudnia 2011

Christmas in China (yeah, i know...)

MY (ja też, ale po drugiej stronie aparatu) 

Ale nie było tak źle, jak w tytule! Właściwie, to był wspaniały wieczór i naprawdę szkoda, że, jak co roku christmas-christmas-and-after-christmas już. ;)

Przed Świętami...


Merry Christmas! (daleko przed nimi) od uczniów, czapkimikołaja na głowach nie tylko już kasjerów Walmartu, ale i większości sprzedawców (czyli chyba połowy tutejszych ludzi) w Chongqingu, lampki i ozdoby na drzewach trochę jakby na święta, trochę jakby na Nowy Chiński Rok już... Mikołaje, śnieg i gwiazdy na oknach sklepów i restauracji – i tylko tam... ach, i jeszcze zwycięski widok w kategorii komedia (aka Święta w Chongqingu) – Chińczyk przebrany za Świętego Mikołaja, chyba najbardziej chucherkowatego na świecie.



Wigilia...

Atmosferę domu, ciepła, wszechogarniającej i zaraźliwej wesołości, jak również pyszne, w miarę możliwości tradycyjne jedzenie i czerwone wino zawdzięczam chongqchińskim przyjaciołom!

Lyosha w kuchni...
... placki na patelni!
Pierwsza taka kapusta w Chinach i pierwsza moja tam bagietka... 
A zebraliśmy się w następującym gronie: Magda (sałatka z tuńczykiem i jakby-polskimi ziemniakami), Olga z Rosjanką Eleną (coś, czego w Chongqingu się nie spotyka na co dzień – dobra czekolada!, tradycyjna rosyjska sałatka ryżowa z krewetkami i kukurydzą, pyszna bagietka, wino, owoce...), Lyosha, również Rosjanin (hit wieczoru – placki ziemniaczane!!!), Nowozelandczyk Jeremy - nasz kochany Santa (sztuczna i jakże chińska (jako jedyny element fusion) mała choinka!, prezenty!, czapkimikołajaielfów!, ser!!!, sztuczny i jedyny tutaj możliwy śnieg!!!!!! i, raz jeszcze, wino...) oraz skromna ja (świąteczna kapusta z grzybami i suszonymi śliwkami, podobno niezła!, sałatka i pierogi z grzybami, głównie ciasto i wałkowanie, to Olga i Elena okazały się pro, jeśli chodzi o hojne, niepopoznańskie upychanie farszu do środka - i cudowne sklejanie brzegów). PYCHA.


Po Wigilii...

Gdy, jakże niepotrzebnie, wyszliśmy po Wigilii do centrum, by może spotkać jakichś znajomych obcokrajowców, naszym oczom ukazały się większe niż normalnie, większe, niż kiedykolwiek, i absolutnie, jak prawie wszystko tu zresztą, niezrozumiałe w to chrześcijańskie, zupełnie nieazjatyckie święto, tłumy Chińczyków... Tłumy obezwładniające psychicznie i fizycznie. Dumnie i jakby zbyt radośnie dzierżyli infantylne balono-maczugi, którymi tradycyjnie (tradycyjnie?...) nawzajem (albo i, na nasze nieszczęście nie nawzajem) się okładali, śnieg w piance, wielkie misie i watę cukrową na przemian z szaszłykiem. Obok - setki zahukanych, choć w sumie próbujących wyglądać policjantów.

(Zdjęcia Omara z jego profilu na FB)

Dziękuję Wszystkim za wspaniały czas - my, gorzcy, niezbyt znowu bożni, wyznający od czasu do czasu jedynie kult Janis Joplin, do tego w BeerGardenie, cynicy z Chin, chyba odnaleźliśmy w nim właśnie to, co w naszą Wigilię (jak się w Chinach okazuje - jest dużo czyichś wigilii) mieliśmy odnaleźć - bycie razem, muzykę, ciepło, znane smaki, śmiech, refleksję i... tęsknotę za domem.


(Zdjęcia z Wigilii - Magdy, dzięki! Obróbka moja.)

3 komentarze:

Majana pisze...

Fajne te Wasze święta! :) sztuczny śnieg to i u nas by się przydał, bo go ani widu, ani słychu.
;) Choć nie tęsknię ogólnie za śniegiem, moze tylko na święta.

Pozdrawiam ciepło:)

fortunkuki pisze...

Haha! Ja za nim w ogóle chyba tylko tutaj tęsknię (i to jak!). Ostatnia zima była taaaka długa...

Też pozdrawiam! :)

Lukasz pisze...

Jaaak słodko xD
Wspaniale!

Pozdrawiam ciepło ;)