piątek, 8 lipca 2011

Victoria sponge cake

To już ostatnia rzecz, którą upiekłam przed wyjazdem, najostatniejsza. Chciałoby się je nazwać pożegnalnym ciastem - gdyby było choć trochę bardziej z rozmachem! A ono jest, choć bardzo dobre, bardzo proste: biszkopt, tylko nieco cięższy i bogatszy niż zazwyczaj, bita śmietana i owoce, jakie chcecie - albo dżem (wtedy też warstwy bardziej by się siebie trzymały).



Prócz tego, że to mój ostatni na parę miesięcy wypiek, musi się tu jeszcze Victoria sponge cake znaleźć dlatego, że jest bardzo... brytyjska! Dorotka przy swoim przepisie, który poniżej cytuję (z moimi uwagami w <...>), twierdzi, że "nazwa wywodzi się od królowej Victorii, która jadała to ciasto do popołudniowej herbatki". Ja, naturalnie, tego specjalnie zdecydowałam się nie weryfikować, bo co, jeśli okaże się, że to taka sama historia, jak z Chinese fortune cookie? Mogę wręcz dodać część od siebie do legendy, aż ta, powtarzana, stanie się, jak zawsze, prawdą. Otóż, podobno twarz królowej Victorii niezmiennie przybierała naprawdę fascynujący wyraz, gdy każdego popołudnia sięgała po kawałek owego ciasta - pełen oczekiwania i ekscytacji. Gdy jednak wzięła już kęs, było wiadomo, że jest w siódmym niebie. Zamykała oczy, wdychała zapach owoców unoszący się nad ciastem (najczęściej, co na tamte czasy wydaje się nie lada ekstrawagancją, połączonych truskawek z bananami), by jeszcze bardziej poczuć ich smak, zamykała usta nie pozwalając poznać, że jej wilgotne podniebienie domaga się o więcej i... subtelnie, prawie niezauważalnie, uśmiechała. Robiła to zawsze i zawsze w ten sam sposób, gdyż ten ciężkawy biszkopt w towarzystwie delikatnej kremówki i orzeźwiających owoców, nie może się nie udać, czy nie smakować.

Z własnych obserwacji wiem, że najbardziej smakuje tatusiom. No, i królowym - ale tak już głosi legenda.

Victoria sponge cake

170 g mąki pszennej
1 i 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
170 g miękkiego masła
120 g cukru
3 jajka


250 ml śmietany kremówki, ubitej (można do niej dodać odrobinę cukru pudru)
200 g pokrojonych truskawek lub dżemu truskawkowego <lub innych owoców; ja użyłam brzoskwini w syropie>
cukier puder do posypania

Używając miksera masło utrzeć z cukrem na biały i puchaty krem. Wmiksować jajka. Wsypać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia, wymieszać <ewentualnie wszystko razem zmiksować mikserem, jak z powodzeniem robi siostra Doroty>.
Ciasto wyłożyć do tortownicy o średnicy 20 cm, wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównać. Piec 20 - 25 minut w temperaturze 180ºC <siostra Doroty piecze 30 minut w 160ºC>. Wyjąć, wystudzić.
Ciasto podzielić wzdłuż na 2 krążki. Przełożyć je ubitą kremówką i kawałkami truskawek <lub innych owoców, lub dżemem>.
Jeśli zamiast truskawek użyjecie dżemu, wtedy dżemem posmarować dolny krążek, a na niego wyłożyć ubitą kremówkę, przykryć drugim krążkiem. Posypać cukrem pudrem.




2 komentarze:

Majana pisze...

Nigdy nie próbowałam tego ciasta. Ciekawa jestem jak smakuje, ale na pewno pysznie. Tak właśnie wygląda :)
Pozdrawiam CIę:)
Majana

fortunkuki pisze...

Ciasto smakuje raczej zwyczajnie, ale wlasnie dlatego jest dobre, i to na kazda okazje - mozesz w-pomiedzy wrzucic cokolwiek chcesz! a biszkopt jest ciekawy bo taki bardziej tresciwy (ja takie lubie, choc mama narzekala, ze "to chyba nie tak mialo byc", przyzwyczajona do tradycyjnych puchatych). no i jest prosciutkie, musisz sprobowac!