piątek, 7 października 2011

Beautiful Day

by U2.

Tego naturalnego angielskiego uczyłam się na piosenkach. W komedii romantycznej (z cyklu z Hugh Grantem) Music and Lyrics postać grana przez Drew Barrymore przyrównywała muzykę do pożądania, które odczuwamy na początku znajomości (postaci granej przez Hugh Granta to porównanie się spodobało), a słowa - do późniejszego odkrywania osoby. To muzyka i czasem liryczność, czasem zimno, ale zawsze tajemnica piosenek, które słuchałam przyciągały mnie to ich tekstów. Siedziałam ze słuchawkami na uszach, czytając równocześnie słowa, sprawdzając te, których nie znałam w słowniku i słuchałam i czytałam od nowa, i od nowa.

Ale nie czytałam nigdy Beautiful Day. Tę piosenkę po prostu się znało, to jedna z TYCH piosenek. Cokolwiek by to znaczyło. Wczoraj TYCH znaczyło karaoke-songs.

Nie przepadam za karaoke, a Chińczycy je uwielbiają, to jedna z niewielu rozrywek młodzieży. Ja doceniam w niej to, że muzyka leci razem ze słowami. I to, że wczoraj, kiedy E., O. i K. zaprosiły nas do swojego pięciogwiazdkowego wypasionego hotelu HENGDA na obrzeżach Chongqingu, w którym odbywają praktyki managerskie z AIESECu (czyli od czasu do czasu "pokazują się" gościom - czy się stoi czy się leży..., jak to w Chinach i kiedyś w Polsce) i na karaoke dla bogatych zobaczyłam tę, jakże zabawną przy śpiewających Chińczykach stojących przed ekranem, czyli tuż przede mną, zwrotkę:

 See the world in green and blue
See China right in front of youSee the canyons broken by cloudSee the tuna fleets clearing the sea out.
Jeśli o znaczeniach mowa, China ma ich wiele, ale ostatnie dni rzeczywiście są tu piękne.
Jest jeszcze tyle do zobaczenia! Nie tylko tu, ale wszędzie. The bird with a leaf in her mouth z kolejnej zwrotki można zobaczyć na całym świecie, a najczęściej tuż przed sobą (What you don't have you don't need it now,
What you don't know you can feel it somehow).

Brak komentarzy: