poniedziałek, 28 listopada 2011

Lunch time!




Godzina około-12:00. To oznacza lunch time! Czyli kuszący, wywołujący ciepło i dający trochę bezpieczeństwa zapach jedzenia roznoszący się po całym Chongqingu (który naprawdę działa jak zegarek), sprzedawcy chodzący po korytarzach z gotowymi daniami, wołając od pokoju do pokoju kuaaaaaaaai caaaan! (fast food). Dźwięk biurowej mikrofalówki.. Zapchane windy i chodź, jedziemy na górę, potem pełna się nie zatrzyma.

Żałuję, że w Polsce nie mamy w południe godziny dla siebie – żeby spokojnie zjeść, nacieszyć się smakiem i towarzystwem innych – oczywiście też jedzących. Żeby napisać o lunchu na blogu, jedząc. Tu, w Chongqingu w porze lunchu wszystkie małe bary z noodlami, smażonym ryżem, szybkimi daniami, a nawet tymi bardziej wykwintnymi, są przepełnione po brzegi – mlaskającymi i siorbiącymi ludźmi, robiącymi sobie przerwę w pracy czy nauce, nie wyobrażając sobie, że może być inaczej, płacącymi zawsze po. Jedzenie tu jest ważne. W angielskim zadajemy pytanie (czy raczej wysyłamy pozdrowienie) „how are you?”, bo to oznacza dobre wychowanie, w chińskim pytają się, czy jadłeś już lunch – bo jedzenie to dla nich kluczowa część życia. Jedzenie to spotkania z rodziną i przyjaciółmi, świętowanie, największa część wesela, towarzystwo do picia alkoholu, i, niestety, pretekst do pokazania, ile ma się pieniędzy – zamawianie mnóstwa potraw i zostawianie co najmniej połowy. Odpoczynek.

I ja dzisiaj sobie odgrzałam coś, co wczoraj przygotowałam (jakkolwiek uwielbiam tutejsze jedzenie, mój żołądek ma go czasem dość, to przez wielką ilość przypraw – głównie pieprzu syczuańskiego i chili, chili, chili, a także przez warunki przyrządzania jedzenia, daleko odbiegające od sanitarnych): moje ulubione delikatne zielone warzywa nazywane małą kapustą i gorzki melon z pomidorem, a wszystko to w towarzystwie sprawującego tu pyszną władzę czosnku i imbiru. Dzięki wokowi, który nagrzewa się równomiernie i do naprawdę wysokiej temperatury, można usmażyć warzywa błyskawicznie, nie tracąc wiele z ich wartości odżywczych.

Za najlepszą kucharką i fantastyczną kobietą, Cherry (o której pisałam przy okazji Wuxi): najpierw na wok, z rozgrzanym w środku olejem rzepakowym, wrzucamy czosnek i imbir pokrojone w paseczki, a jak zacznie pachnieć dodajemy warzywa. Mieszamy przez minutę czy trochę dłużej i gotowe! I pyszne.






3 komentarze:

Majana pisze...

Ciekawa ta mała kapustka :). Fajny lunch.
Pozdrowienia!

otucH(D)a pisze...

ah te chińskie lunche, tęsknię! naciesz się nimi, tu się nic nie zmienia...

fortunkuki pisze...

buuu, już tęsknię za tymi warzywami! :)niewątpliwie bardziej niż za nosami świnek i głowami kaczek. ;)