poniedziałek, 30 stycznia 2012

Z cyklu "moje ostatnie lunche": suan la fen

Uwielbiam uliczne noodle - czosnkowo-słodko-piekielnieostre liang mian na zimno i - najbardziej - właśnie te - ostro-kwaśne, rozpływające się w ustach noodle ze słodkich ziemniaków, z dodatkiem prażonych orzeszków, kiełków i kolendry. Po prostu łał. Nie - łał, łał, łał.


A do tego dzisiaj w Chongqingu zrobiła się wiosna. Tutaj, gdy wychodzi słońce, nie widać go przez smog, ale i tak je czuć i jest przyjemnie, jak to wiosną, nawet tą brudną. Suan la fen na (tak zwanym) świeżym powietrzu, zmiksowane z ciepłem i przedwyjazdową melancholią smakowały jeszcze lepiej. Hot&sour, happy&sad.

1 komentarz:

Majana pisze...

Pysznie wygląda Twoj lunch:)
Pozdrawiam:)