wtorek, 30 sierpnia 2011

Wyprawa do Syczuanu: Leshan i Wielki Budda



Chinese must-see destination, chińskie to-trzeba-zobaczyć. Miało robić wrażenie - i robi. Wielki, acz spokojny, z kamienia, ale pełen troski. Wielki Budda z Leshan. Posąg wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, prace nad którym rozpoczęły się w zamierzchłym roku 713. Budda miał stać na straży spokoju i bezpieczeństwa przy potężnej mocy wodzie - i rolę swą zaiste spełnił! Za Wikipedią: "Posąg zaprojektowano tak, aby stał na zboczu i zwrócony był twarzą do zlewiska rzek Dadu He i Min He. Dawniej znajdowało się w tym miejscu naturalne podwodne zapadlisko, wywołujące nieprzychylne rybakom prądy rzeczne. (...) [P]osąg miał ochraniać łodzie rybackie przed zatonięciem. W istocie odłamki skalne, odłupywane w trakcie trwającej 90 lat budowy, zasypały zapadlisko, skutkiem czego nurt rzeki stał się spokojniejszy."







Moje osobiste refleksje, mimo wszystkich pogłosek jakoby Budda był przereklamowany, które słyszałam od innych, są następujące: rzeczywiście, niekończące się kolejki tych tak flegmatycznie poruszających się Chińczyków i cała biletowa otoczka wokół posągu mogą nieco odstraszać, ale dodają też klimatu tajemnicy. Trudno też oprzeć się dość obezwładniającemu wrażeniu, jakie robi dosłowna wielkość posągu (jest to największy taki posąg Buddy na świecie). Nigdy nie widziałam żadnej z piramid, ale wydaje mi się, że to jedne z tych wytworów ludzkiej ręki, patrząc na które zadajemy sobie pytania: to... to człowiek to zbudował? Ale jak?! I tak samo było z Wielkim Buddą z Leshan. Poza tym, samo miasto bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Mimo, że spędziłam tam tylko parę szybkich godzin, zauważyłam to, czego brakuje mi w dużo większym a zarazem bardziej przytłaczającym Chongqingu: więcej zieleni i dbałość o szczegóły tak, by przemycić chińską architekturę czy kojarzące się z Chinami wstawki - począwszy od okien i okiennic, przez przystanki autobusowe, kończąc na zwykłych śmietnikach. Nie byliśmy pewni, czy zdążymy zobaczyć ten legendarny posąg w parę godzin tuż po pandach (Chengdu i Leshan są stosunkowo blisko, można tam dostać się autobusem w ok. 2 godziny), o których już pisałam i przed wyjazdem do Jiuzhaigou, o którym jeszcze napiszę, ale tak bardzo cieszę się, że nam się udało. Dobrze było również zobaczyć tego Buddę nie tylko jako wielki posąg, ale i symbol oddania religijnego - tu, gdzie obecnie oficjalnie przeważa religia bezwyznaniowości, a nieoficjalnie kult zakupów, jedzenia i, cały czas, wodza, czy po prostu władzy, pieniędzy... Poza tym jednak, jakiekolwiek nie byłyby nasze odczucia i, przede wszystkim, przeczucia, które zawsze mogą się zmienić, odnośnie jakiegoś punktu w przewodniku, must-see to must-see - trzeba to zobaczyć i koniec.
Zamieszczam tu zdjęcia, które zrobiłam na miejscu, ale warto też zobaczyć te np. na angielskiej Wikipedii - są bardziej imponujące - ja nie miałam ani czasu ani cierpliwości czekać na zejście w dół, żeby objąć obiektywem całość Buddy z tamtej perspektywy.












6 komentarzy:

otucH(D)a pisze...

Buddo, oczekuj mnie!

Majana pisze...

Musiało być super. Fajna fotorelacja:)
Pozdrowienia:)

Anonimowy pisze...

Byłem tam raz, wiele lat temu.——Julie

fortunkuki pisze...

Julie? Garfield's Julie?!

FaysaL pisze...

thats really coooooooooooool, like http://sightbywalk.blogspot.com/2010/11/worlds-largest-jesus-christ-statue.html>Jesus Christ

fortunkuki pisze...

Not quite, the Buddha is more cool, I (want to) believe.